KRYTERIUM OBIEKTYWNE

by romskey

na zdjęciu: s. Michaela Pawlik OP

Czy można wierzyć, że Koran jest dyktandem anioła – tak jak Mahomet twierdzi? Mahomet twierdzi, że mu anioł dyktował treści, które on przekazał i które zawarte są w Koranie. I my, jeżeli czytamy pierwotny Koran, to w ogóle trudno uwierzyć żeby Bóg takie teksty podyktował, a drugie, że „anioł”. Ja mówię – może upadły anioł?”, a drugie, czy on se sam to nie wymyślił? Jaki mam dowód, że miał objawienie? On twierdzi, jak wielu ludzi twierdzi, że mają takie czy inne wizje, a są to wymysły. I teraz taki muzułmanin mi mówi tak: „no, a na jakiej podstawie wiesz, że święty Paweł miał wizję Chrystusa – też subiektywne jego doznanie!”. I proszę zobaczyć jak Pan Bóg kieruje, żebyśmy nie byli wprowadzani w błąd, mianowicie: święty Paweł doznał rzeczywiście wstrząsu dużego, że aż oślepł, taka jasność takie to doświadczenie w drodze do Damaszku, ale proszę zwrócić uwagę, żeby ludzie wierzyli, że to rzeczywiście od Boga, jego objawienie, to Bóg to samo powtórzył Ananiaszowi. Czyli, chrześcijanin imieniem Ananiasz od Boga miał objawienie, że Bóg wybrał Szawła na specjalne narzędzie rozpowszechniania ewangelii w świecie. I Ananiasz bronił się, mówi przecież, on (Szaweł – przyp. moje) ma listy polecające żeby nas więzić, a Jezus mówi, że idź, on się modli i on jest wybrany. Czyli subiektywne doznanie Szawła potwierdzone objawieniem danym Ananiaszowi. Ananiasz nie mógł sobie tego wymyślić, że Szaweł jest nawrócony, bo oni się bali tego Szawła, że on przychodzi, on jedzie nas więzić, prześladować! Nie mógł Ananiasz żeby to (sobie) wymyślić i dlatego tu mamy kryterium obiektywne prawdziwości objawienia danego Szawłowi, natomiast, nie mamy potwierdzenia prawdziwości objawienia Mahometowi! Takiego nie ma dowodu i dlatego to jest bardzo śliska wiara, żeby móc przypuszczać, że to od Boga pochodzi. To tak chcę Państwu właśnie tutaj wyraźnie podkreślić tę subiektywność i niesprawdzalność tego co mówi Mahomet” – s. Michaela Pawlik OP, transkrypcja nagrania zamieszczonego na edukacyjnej stronie „Trwajcie w Miłości”.

Poznanie kryteriów pozwalających odróżnić objawienia fałszywe od prawdziwych, wzbudziło moje żywe zainteresowanie. Oczywiście dysponowałem pewną teorią (wyczytaną gdzieś przed laty),  mówiącą o tym, że właściwa takim sprawom watykańska komisja ustala, czy treść badanego objawienia jest zgodna z nauką kościoła i w przypadku niezgodności, dany cud lub objawienie nie zostają uznane. Taki tok dochodzenia prawdy łatwo podważyć, gdyż wnioskiem może być jedynie ustalenie zgodności danego objawiania lub cudu z nauką kościoła, a nie z prawdą. I tu zaskoczenie, argument taki nie padł.

Na horyzoncie zamajaczył inny, który nieco uśpił moją czujność: „święty Paweł doznał rzeczywiście wstrząsu dużego, że aż oślepł, taka jasność, takie to doświadczenie w drodze do Damaszku…”. Z rozczarowaniem pomyślałem, że padł właśnie ów koronny argument, czyli dość popularne postawienie słuchacza pod moralnym pręgierzem pt.: „ktoś oślepł doznając objawienia, a ty w to nie wierzysz?! Jak możesz?!”. To byłoby miałkie. Zachowałem spokój, dzięki czemu dostrzegłem kątem oka nadciągające, naprawdę cięższe działo.

Kryterium obiektywne

O tym co prawdziwe w naukach przyrodniczych mówi się (najprościej): „wynik eksperymentu jest taki sam, niezależnie od czasu i miejsca”. I zakonnica właśnie to zrobiła. Wskazała niezależne źródło: Ananiasza!

„… ale proszę zwrócić uwagę, żeby ludzie wierzyli, że to rzeczywiście od Boga jego (Szawła) objawienie, to Bóg to samo powtórzył Ananiaszowi„.

Zapewne zgodzicie się z  tym, że gdy 50 osób bez komunikowania się ze sobą stwierdzi, że widziały nad głowami chiński balon meteorologiczny, to istnieje dość wysokie prawdopodobieństwo, że przelot takiego balonu rzeczywiście miał miejsce. W przypadku historii, a już tej bardziej odległej, zwykle trudno o 50 świadków, więc nawet jeden może mieć znaczenie. Gdy dwie osoby niezależnie od siebie, otrzymują to samo objawienie, to coś na rzeczy „musi” być! I urzekł mnie (wkręcił) ten rzadki w teologicznych rozważaniach argument, a tym co powstrzymało mnie przed kojącym dryfem nawrócenia, było głębokie przeświadczenie, że przecież, żadnych cudów nie ma!

Ta chwila była jednak jak kubek zimnej wody, przecież gdzieś musi być błąd. I był.

Zakonnica bardzo zgrabnie i lekko „przefrunęła” nad kwestią jakości dowodów. Nie wiedziałem kim był Ananiasz i nie byłem w stanie tego ustalić w trakcie „wykładu” oglądanego „na żywo” (stałem się ofiarą, być może niezamierzonego: argumentum ad ignorantiam). Dopiero później ustaliłem, że Ananiasz nie był rzymskim czy żydowskim kronikarzem lub urzędnikiem – co zakładałem i co czyniłoby go potencjalnym „niezależnym źródłem”. To jeden z bohaterów Nowego Testamentu, a to oznacza, że mamy do czynienia z: 1) niewiarygodnym źródłem (osobą) lub/oraz: 2) próbą potwierdzenia prawdziwości źródła przez siebie samo.

I mógłbym tu zakończyć i ogłosić tryumf, ale trochę namieszam. Weszliśmy w obszar, którego (ponoć) unikali nawet starożytni Rzymianie tworząc i egzekwując swoje prawa. Woleli przejść do porządku dziennego nad kwestiami typu: „nikt nie może być sędzią we własnej sprawie” („nemo iudex in causa sua„), niż wyjaśniać dlaczego. Nie raz, przekonali się, że podjęcie dyskusji nad sensem takich założeń, może prowadzić do bardzo łatwego ich  podważenia, czy nawet obalenia (taki paradoks).

Czy potrafimy wyjaśnić dlaczego odrzucamy możliwość bycia sędzią we własnej sprawie? Przecież nie możemy wykluczyć, że sędziowanie we własnej sprawie może być uczciwe!

Zasiew wątpliwości

I tego typu dwuznaczności stają się pancerną osłoną dla wielu krążących po świecie teorii (np. bardzo znana: „skoro nie można czemuś zaprzeczyć z całą pewnością, to nie można twierdzić, że tego nie ma”). Dwuznaczności zapewniają spokojny byt teoriom i mitom, dzięki brakowi czarno-białych, bezdyskusyjnych rozstrzygnięć.

„Związek z aktualnym stanem wiedzy”, a „związek z prawdą” to nieco inne kwestie. Nawet gdy nie mamy na to aktualnie dowodów, to Ananiasz może być postacią historyczną, a Nowy Testament może być jak najbardziej źródłem historycznym (w jakimś nieznanym obecnie zakresie), tylko czy ta potencjalność wystarcza, by przesądzać dziś, gdzie leży prawda lub gdzie nie leży, a więc – w naszym przypadku – czy pozwala obalić wiarygodność konkurencyjnego wyznania? Oczywiście, mówczyni w finale zaznacza, że nie przesądza z całą pewnością o prawdziwości i fałszu, choć dość wyraźnie daje do zrozumienia, że islam nie jest w stanie przetrwać naukowej weryfikacji, a objawienie Szawła wprost przeciwnie.

Spór toczony pomiędzy wyznawcami różnych religii pt. „która wiara jest prawdziwa?”, może być interesujący w kategoriach rozrywkowych, jednak w tym przypadku, pojawiło się coś nowego. „Obiektywne kryterium”, niezależny dowód, logiczna spójność wywodu  – zdałem sobie sprawę, że dość łatwo ulec czarowi tworzonej w ten sposób atmosfery (nawet gdy akurat tu jakość i styl wystąpienia mogą automatycznie wzbudzić czujność;).

Odkrycie, że mamy do czynienia z mistyfikacją (udawaniem nauki) wymaga odrobiny wysiłku, a jak wiemy, nasz gatunek nie przepada za marnowaniem energii.

Dlaczego uważamy, że nasza interpretacja jest słuszna?

Gdybyśmy potrafili jasno i zwięźle udowodnić, dlaczego nie można być sędzią we własnej sprawie, dlaczego wpis „based on a true story” („oparte na prawdziwych wydarzeniach”) w czołówce filmu nie czyni automatycznie zawartości prawdziwą, to w wielu podobnych przypadkach mielibyśmy z górki. Czy potrafimy takie uzasadnienie przedstawić?

Nie wspominam o tym bez powodu. Cywilizacja umacnia w nas całą masę stereotypów, co sprawia, że wykonujemy różnorodne kulturowe czy prawne rytuały nie całkiem zastanawiając się nad ich sensem, uzasadnieniem. Przyjmujemy w różnych sytuacjach, że „tak się robi”, tak się nie robi” i wiele spraw staje się oczywistymi, ale tylko do czasu, gdy ktoś nie postawi pytania: „dlaczego?” (pół-żartem: dlaczego w Polsce mamy ruch prawostronny?)

Żyjemy w czasach, w których powołanie się na utarte (oczywiste) schematy, nie wystarcza. Dziś musimy wykazywać, dlaczego nasza interpretacja prawa, nasze wartości, nasz sposób dochodzenia prawdy jest właściwy. Okazało się, że nie wystarczy dziś stwierdzić, że X i Y stracili mandaty poselskie lub że nie byli więźniami politycznymi. Takie stwierdzenia nie odnoszą dziś żadnego skutku intelektualnego (nie przekonują oponentów), a jedynym mechanizmem służącym ich wyegzekwowaniu może być siła, siła wynikająca z posiadanej władzy. Przyznajcie, że nie jest to w pełni satysfakcjonujące.

Pozostawiam Was z refleksją nad tym wszystkim.