CZY PAŃSTWO POTRZEBUJE KOŚCIOŁA?
by romskey
O praktycznej roli kościoła i religii w państwie rozmawialiśmy tu w blogu nie raz, choć głównie spoglądaliśmy w przeszłość. Dostrzegaliśmy to, że narzucenie jednej wiary odmiennym kulturowo społeczeństwom (najczęściej podbitym) pomagało w ich jednoczeniu. Religia stawała się spoiwem (niekiedy jedynym) – częścią wspólną, dzięki której można było odwoływać się do wspólnej (jednoczącej) wartości. Dostrzegaliśmy rolę instytucji religijnych we wspieraniu państwowej polityki (propagandy), kiedy to monarcha za sprawą kapłanów mógł docierać do rzesz wierzących obywateli ze swoimi inicjatywami. Dostrzegaliśmy to, że kościoły z powodzeniem reprezentowały lub zastępowały administrację państwową w obszarach przez świeckie władze zaniedbanych (np. ze względu na wysokie koszty czy niedobory urzędników – patrz: wsie). Kościół sprawował w tych miejscach rolę instytucji edukacyjnych, socjalnych, sądowniczych, podatkowych.
Gdy przeniesiemy się do teraźniejszości zauważymy, że wiele z tych ról – o ile nie wszystkie – straciły na znaczeniu. Żyjemy w Europie stabilnych państw narodowych (), których populacje nie mają problemów tożsamościowych. Nawet gdy przebąkuje się czasem o kosmopolityzmie (piętnowanym przez środowiska konserwatywne) to kosmopolityzm ów jest raczej wyrazem otwartości na pozytywne relacje z sąsiadami zapewniające swobodny przepływ ludzi, idei, technologii, towarów czy usług niż czymś co miałoby sprzyjać zerwaniu więzi z własnym językiem, tożsamością, historią, pochodzeniem. Podupadła propagandowa rola kościoła z powodu pojawienia się powszechnie dostępnych środków masowego przekazu. Kościół stracił również rolę administratora państwowego – obecnie nie narzekamy na brak urzędników i etatów dla nich.
Praktyczna użyteczność kościoła dla państwa stoi obecnie pod dużym znakiem zapytania, choć czynione są starania by wypełnić tę lukę nowym a zarazem starym argumentem: religii jako nośnika i gwaranta zbiorowej moralności. Cóż, nawet w tym obszarze, w kulturze zachodniej ukorzeniła się postawa areligijnej „przyzwoitości”. Na pierwszy plan wysunął się „good moral character” a nie to, jakie wyznanie dany człowiek reprezentuje (co miałoby w domyśle o jego przyzwoitości świadczyć). Osiągnęliśmy etap, w którym moralność chrześcijańska w kontekście etycznym coraz częściej ustępuje moralności „świeckiej”. Skandaliczne orędzia grup duchownych czy ich interpretacje przesłania chrześcijaństwa prowadzić dziś mogą raczej do demoralizacji społeczeństwa nie wspominając już o tym, że przyczyniają się rozbijaniu wspólnoty a nie jej scalaniu.
Pytasz Romskey’u, czy państwo potrzebuje Kościoła i właściwie sam na to pytanie odpowiadasz, że sporo państw świetnie obywa się bez wsparcia Kościoła. Inaczej jest w naszym państwie po ostatnich wyborach. Formacja, która aktualnie rządzi w naszym kraju pełnymi garściami korzysta z pomocy Kościoła w szerzeniu parareligijnego kultu, który odegrał znaczną rolę w jej sukcesie wyborczym. Dopóki jest to korzystne dla obu stron, dopóty ten sojusz będzie trwał.
Do tej pory płacimy za niepowodzenie Reformacji na naszych ziemiach.
Pytanie w tytule zawiera zachętę do przedstawienia argumentów „za”, których być może nie wymieniłem gdyż ich nie znam. Współczesna państwowość „świecka” jest na tyle silna, że praktycznie nie musi sięgać po wsparcie ze strony kościoła. Skoro obecne władze sięgają po takie wsparcie, to chciałbym zrozumieć przyczyny, poznać kulisy zamysłu umacniania państwa kościołem. W moim odczuciu kościół posiada pozycję podobną do roli królów w europejskich monarchiach parlamentarnych i może nie tyle reprezentacyjną co po prostu umocowaną wielowiekową tradycją. Z drugiej strony – może podświadomie – chcę odrzucić od siebie myśl o tym, że obecnie doświadczany mariaż państwa z kościołem ma jedynie wymiar ekonomiczny, w którym kościół stanowi zaledwie uprzywilejowane lobby.
Różnica. To nie państwo, to partia potrzebuje kościoła.
Słuszne spostrzeżenie
Twój dzisiejszy wpis jest fajny ale trochę mało realistyczny.
Śpiesz się powoli.
Ani Państwa nie są wolne od problemów samoidentyfikacji ludności, ani nie są tak stabilne jakby politycy chcieli to przedstawić.
Rzymska tradycja rządzenia holokaustem trwa w najlepsze i zarówno w Rosji, Afryce, Azji i innych miejscach dochodzi do pogromów, gdzie religia często jest jedynym kryterium do decyzji o pozostawieniu kogoś przy życiu.
Zachód – sekularne państwa pozostałe po Brytyjskiej dominacji w XIX i XX wieku, kurczy się i degeneruje. Cały ten zgiełk – „End of history” – to anemiczne podrygi stetryczałego starca, który czepiając się niezależności innych, pogłębił istniejące podziały w ciągu ostatnich 50 lat i przygotował tłumy „niechętnych młodocianych”, gotowych do wyrwania poduchy spod trzęsącej się głowy…
Czy to są gangsterzy, kler, hinduistyczny baba, to nie ma większego znaczenia, kapitalistyczna religia „naturalnego grabienia” biedaków, trafiła na kolejną wersję legendy „dobrej zmiany” wprowadzanej w każdym niespokojnym miejscu przez lokalną wersję „Robin Hooda”.
Słusznie podkreślił Harari w swojej książce, jak dalej potoczy się nasza ewolucja nie bardzo wiemy. Brakuje nam religii i odpowiedniego kościoła. Te które są, są tak samo skorumpowane jak państwa które próbują „osiodłać”.
Jedyną wspólną wiarą wszystkich jest symboliczna wartość pieniądza. Jak na razie nikt jej nie kwestionuje.
Rozdział na tych co wiedzą i mają i na tych co nie mają i nie będą mieli – pogłębia się i napędza coraz bardziej „klasyczne” konflikty ułatwiane przez coraz bardziej demokratycznie dostępną technologię…
Nic tak nie wzmocniło stada jak religia (70 tysięcy lat), pismo (6000 lat), druk (500 lat), internet (25 lat)… daty mogą być nieprecyzyjne ale skala problemu pozostaje niezmieniona.
Do tej pory jako gatunek mieliśmy bardzo dużo szczęścia…
Populacje krajów (zachodnio) europejskich nie mają problemów tożsamościowych, sytuacja w tej materii jest stabilna. Jeżeli nawet wliczysz naturalne problemy tożsamościowe emigrantów tak polskich jak i wszystkich innych to osiągniesz w ekstremalnych przypadkach wynik 11% ale tu też dotyczący często ludzi, którzy nie nabyli jeszcze obywatelstwa. Obawiam się, że wpisałeś się niechcący w ‚narrację’ środowisk wiecznie zagrożonych. Świetnym przykładem jest projekt Czechów, którzy chcą powołać do życia Czechię po to by sami Czesi przestali odrębnie traktować Czechy i Morawy. Projekt ten nie zakłada ponownej chrystianizacji obu regionów.
Jestem jak najdalej od paranoi wiecznie zagrożonych.
Lubię wiedzieć i jestem z natury ciekawy, więc wiele rzeczy sprawdzam na bieżąco.
Szanuję rzetelne dziennikarstwo.
Myślę że zaklinanie pogody to zwykła strata czasu a propagandowe chciejstwo wiele razy naszym przodkom przysparzało wiele trudu i kłopotów…
Dużo jest prawdy w porzekadle – jak sobie pościelesz tak będziesz spał!
Czechy to niezbyt trafiony przykład – u nich tradycja Husycka zniszczyła autorytet Kościoła i to jest raczej przykład wpływu tradycji religijnej na postawy publiczności – w tym wypadku negatywny.
Kilka tysięcy „zintegrowanych” europejczyków walczących na bliskim wschodzie to dzieci rodzimego getta z wnętrza Europy, podobnie toczyły się losy Jugosłowian… nie wolno lekceważyć lokalnych uczuć, warto nauczyć się je wykorzystywać do dalszej integracji.
To że chwilowo tu czy tam przybysze i „inni” są mniejszością nie znaczy że ten stan rzeczy się nie zmieni. Pod wpływem lekceważonych zaszłości – getta Francji często są poza zasięgiem władz miejscowych merostw i policji. Podobnie się dzieje w Anglii, Szwecji, Danii i nawet w Belgii…
Dwa konkretne przykłady – naturalizowana holenderka z Somalii – Ayaan Hirsi Ali oraz urodzona w Norwegii Deeyah Khan… one nie mieszkają w swoich wybranych ojczyznach.
Małżeństwo religii i władzy trwa zbyt długo, żeby mogło być tak od ręki zmarginalizowane. Każdy prezydent Stanów Zjednoczonych powołuje się na jakąś formę religii. Blair przeszedł na katolicyzm. Nawet Jaruzelskiego nawrócili…
Jak pięknie ujęła to Kate Tempest w swoim rapie: nie można młodym ludziom zabrać wiary w sens tego co robią i co dzieje się dookoła… trzeba nauczyć ich wierzyć, że ich życie i przyszłość są ważne nie tylko dla nich samych.
Pozdrawiam serdecznie.
😉
Poltiserze ja jednak będę trzymał się swojego. Poczucie narodowości jest stabilne w Europie. Nie można kreślić wizerunku Europy kolorami występujących w niej patologii. Mam 100% pewność co do tego, że tzw. „problemy tożsamościowe” rdzennych Europejczyków to sprawa wyłącznie dęta (politycznie), mająca ukryć nieco inne i bardziej przyziemne ambicje. Idea scalania europejskich narodów religią wywołałoby śmiech Holendrów czy Niemców. W Polsce tego kuriozum doświadczamy niestety, więc śmiejemy się mniej:)
—————————————————-
„Ci, którzy nie mają silnego zakorzenionego poczucia polskości, muszą nieustannie o niej trąbić”.
Andrzej Stasiuk (pisarz)
Bardzo fajny wywiad (tu jedynie zajawka)/
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,145400,19975875,czuje-sie-pan-polakiem-gorszego-sortu-stasiuk-powiem-szczerze.html
A tutaj inna (trendy)
http://www.national-geographic.pl/ludzie/tracimy-wiare-najnowsza-religia-nr-1-na-swiecie-to-brak-religii
Pozdrawiam serdecznie:)
Graczy jest wielu, karty znaczone, a każdy diabeł ciągnie w swoją stronę…
…
Mam nadzieję że moje obawy są płonne!
Myślę, że nasze „niezrozumienie” wynikło z tego, że ja pisałem głównie o kościele a Ty trochę o religii. Religia jest częścią społeczeństwa – tu w ogóle nie ma dyskusji, gdy nie ma religii pojawia się wiara w zabobony i zawsze zaistnieją jakieś formy „życia duchowego”. Kościół – jako instytucja, zajmująca się konkretnymi problemami własnej polityki to zupełnie inna kwestia.
Pytanie o funkcje kościoła np. roli umacniania państwowości, są moim zdaniem zasadne:)